24 września 2016

Cześć!!

*pół godziny myślałam nad tym tytułem*

*drugie pół nad tym co tu napisać*

Postanowiłam wrócić do tego opowiadania. Nie wiem jeszcze, jak miałoby to wyglądać i czy mi się uda.
Zaczęłam je pisać na początku drugiej klasy gimnazjum i przez rok to była niesamowita zabawa. Potem się wypaliłam. Otwierałam "nowy post" w bloggerze i kilkadziesiąt minut spędzałam gapiąc się w pusty dokument. Pisałam parę zdań i od razu je usuwałam.
W tym miesiącu zaczęłam liceum i chciałabym zamknąć pewien etap. Dokończyć, co zaczęłam. Obiecuję, że pojawią się tu kolejne rozdziały i epilog. Za niedługo.
Mam tylko małą prośbę do tych wszystkich, którzy jeszcze tu zaglądają. Napiszcie jedno lub dwa słowa w komentarzu. To będzie zachętą dla mnie.

Do zobaczenia!!

24 grudnia 2015

Wesołych Świąt!!!


Jak w tytule.

Wszystkim czytelnikom tego bloga życzę wesołych, magicznych świąt, spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze. Fajnych prezentów, mnóstwa weny, udanego Sylwestra! I dużo, dużo innych miłych rzeczy!





Dla zainteresowanych:
"To tylko gra" przeniosło się na osobny blog. Oto link: http://to-tylko-gra-cl.blogspot.com Za "niedługo" pojawi się tam druga część.


I jeszcze jedno. Kojarzycie tego pana??
Dzisiaj 24 grudnia, a więc Louis obchodzi swoje 24 urodziny!! Happy Birthday!!
Baby, you're perfect!!
(tylko ja uważam, że to beznadzieja, mieć urodziny w Wigilię??)

25 listopada 2015

To tylko gra

No więc.. Hej! Ta... Hmmm... Długo mnie tu nie było, co? Patrzę na datę ostatniego rozdziału i aż mi wstyd, że jeszcze nie napisałam trzynastki. Za dużo dramy... Nie potrafię sobie z tym poradzić. Nie zawieszam tego bloga, ani nie usuwam!, tylko rozdziały będą pojawiały się jeszcze rzadziej niż do tej pory. Jeśli to możliwe...
Ten tekst poniżej, to mój nowy pomysł, który łazi za mną od jakiegoś czasu. Wiem, że koncepcja jest mało zgodna z serialem, ale jeśli Harry Styles może być wilkołakiem, to Lyoko może być grą dla znudzonych życiem nastolatków. Kto autorowi zabroni?  Na razie wrzucam to tutaj. Piszcie co myślicie, potem może przerzucę to na osobnego bloga.

Inspiracją była ta piosenka: Fall Out Boy - Centuries

Siedziała jak na szpilkach, denerwując się coraz bardziej. Była zbyt podekscytowana, by usiedzieć spokojnie. Jej stopa podrygiwała nieustannie w powietrzu, a palce bębniły niecierpliwie o uda. Wierciła się na krześle, co kilka sekund przemiennie to prostując, to krzyżując ze sobą nogi. Nie zwracała przy tym uwagi, że zachowuje się jak małe dziecko, które widzi prezenty schowane pod choinką, ale nie może po nie sięgnąć, dopóki wszyscy nie skończą jeść uroczystej kolacji. Przygryzła dolną wargę, by powstrzymać się od jęków irytacji. Jak długo można?
Zielonymi oczami starała się obserwować twarz mężczyzny, gdy ten studiował dokumenty, które mu dostarczyła, starając się rozszyfrować ukryte za chłodną maską profesjonalizmu emocje. Szukała jakichkolwiek śladów zainteresowania. Przebłysku w oczach, uśmiechu, choćby zmarszczenia brwi! Jednak z postawy człowieka, siedzącego po drugiej stronie biurka, nie udało jej się nic odczytać.

Nigdy nie była zbyt cierpliwa. Należała do osób, które bardzo trudno odwieść od jakiegoś pomysłu gdy się uprą. Z powodu różowych włosów ludzie często traktowali ją jak dziecko. Miała dziecinną twarz, a krótko ścięte włosy tylko potęgowały to wrażenie. Jej oczy były zielone, zbyt duże, pełne radości i ciekawości. Pełne różowe usta zawsze unosiły się w uśmiechu, teraz jednak krzywiły się nieznacznie. Pomiędzy równymi, jasnymi brwiami uformowała się maleńka zmarszczka.

-I? Co o tym myślisz?-zapytała, nie mogąc już znieść ciszy, która panowała w pokoju.

-Aelito-mężczyzna posłał jej karcące spojrzenie, ale odłożył papiery na bok. Odchylił się do tyłu na krześle i znów na kilka chwil pogrążyli się w ciszy.

-Podoba ci się?

-Skąd ten pomysł?-Mężczyzna odpowiedział pytaniem na pytanie, a Aelita skrzywiła się. Nie znosiła, gdy tak robił.

-Chodzi o jeszcze większe spopularyzowanie Lyoko.-Powiedziała szybko.-Rozmawiałam już na ten temat z Tyronem i on zgadza się ze mną. To dobry pomysł. Lyoko jest popularne już prawie na całym świecie. Nie ma nastolatka, który jeszcze nie słyszał o twojej grze.

-Kto miałby grać?-Dziewczyna nie umiała powstrzymać uśmiechu, który wypłynął na jej usta. Jeśli zadaje pytania, to znaczy, że się zainteresował, tak?

-Gracze stworzyli ranking.-Mówiła z coraz większym entuzjazmem.-Dziesiątka albo dwudziestka najlepszych zawodników. To byłby wielki turniej. Tylko najlepsi. Telewizja. Prasa. Gadżety. Ekipa odpowiedzialna za reklamę twojej firmy mogłaby wszystko zaplanować. Odpowiednio rozgłoszony byłby...

-Aelito, wybiegasz zbyt do przodu-przerwał jej oschle.-Jeszcze się nie zgodziłem.

Entuzjazm uleciał z niej jak powietrze z przekutego balonika.

-Ale nie powiedziałem też nie.

Uśmiech, który pojawił się na twarzy mężczyzny był prawie nie widoczny, jakby starał się go powstrzymywać. Z ust Aelity wydobył się głośny pisk. Zerwała się z fotela i prędko obeszła biurko, by mocno uściskać mężczyznę. Waldo Sheaffer roześmiał się, gdy poczuł z jaką mocą drobne ramiona zaciskają się na jego tali.

-Dziękuję, tatusiu. Nie zawiedziesz się. Ten turniej będzie wspaniały.
*     *     *

Cztery, wielkie skanery stały każdy w innym rogu podwyższenia. Dwa z nich emanowały złotą poświatą, informując o swojej aktywności. Na ekranie każdego z czterech telewizorów było Lyoko. Dwójka ludzi walczyła ze sobą w sektorze pustynnym. Chłopak wyglądający jak wiking z olbrzymim toporem w ręku i dziewczyna w czerwonym kombinezonie z jednym kamiennym ramieniem odskakiwali od siebie i znów się zbliżali.
Ulrich Stern przepychał się przez tłum zgromadzony wokół sceny do stanowiska prowadzącego walki w rogu klubu. Głośna muzyka mieszała się z okrzykami dopingujących tak, że ledwo słyszał własne myśli. Przedarł się przez ostatnią linię ludzi, którzy dzielili go od drzwi do pomieszczenia kontrolnego, przy okazji obrywając łokciem w twarz. Wymamrotał jakieś przekleństwo i wszedł do pokoju.
W przeciwieństwie do sali za drzwiami tu było cicho. Jedynym dźwiękiem były uderzenia palców o klawiaturę. Cały pokój był biały. Nie było tu żadnych mebli poza fotelem i biurkiem, na którym stał potężny komputer. Zza oparcia fotela wystawały tylko czarne dredy. Odchrząknął głośno, oznajmiając swoje wejście. Fotel odwrócił się w jego stronę.  Siedzący na nim mężczyzna był średniego wzrostu i przeciętnej budowy. Ciemne oczy błyszczały wesoło, a usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, ukazując białe zęby, zabawnie kontrastujące z czarną skórą.
-Ulrich Stern!-Wykrzyknął z przesadnym entuzjazmem.-Dawno cię tu nie było. Ludzie zaczęli się nawet zakładać o to, czy wrócisz.
-Miałem swoje sprawy, Noah.-Wyjaśnił, wzruszając ramionami i podchodząc do drugiego mężczyzny.-Niezłe tłumy.
-Niezła publika, ale mało Wojowników.-Jego oczy zalśniły gdy to mówił.-Chcesz dzisiaj walczyć, Stern? Ta dwójka już kończy.-Wskazał ręką na komputer przed sobą. Ulrich spojrzał na ekran dokładnie w tym momencie, w którym poziom punktów życia chłopaka spadł do zera.
-Z nią?-Noah kliknął w jakąś ikonę i na ekranie pojawił się profil dziewczyny. Przejrzał szybko jej umiejętności, pozycję w rankingu, liczbę walk wygranych i przegranych, a potem skinął głową na zgodę.
-Jest w rankingu daleko za tobą, ale jest niezła.-Wyjaśnił czarnoskóry, zakładając na ucho słuchawkę.-Sasha, słońce, byłaś genialna! Jeśli chcesz nas olśnić jeszcze bardziej, mam tu kogoś, kto chce się z tobą zmierzyć.-Dał dziewczynie chwilę na decyzję. Parsknął śmiechem, gdy usłyszał odpowiedź.-Nie byłbym taki pewien, skarbie. Kojarzysz może pewnego samuraja z dwoma mieczykami i taką dziwną opaską?
Ulrich trzepnął go w głowę, ale Noah tylko uśmiechnął się szerzej.
-Dokładnie, kochanie! Dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień! Będziesz walczyć z samym Ulrichem Sternem!

*     *     *

-Jesteście pewni?-Spytała rudowłosa dziewczyna, patrząc każdemu po kolei w oczy. Gdy nie znalazła w nich sprzeciwu, odsunęła barierkę i przepuściła ich machnięciem ręki. Michael wspinał się powoli po schodach, starając się nie myśleć o tym, co będzie za chwilę. Po jego prawej szedł Eugen, jego najlepszy przyjaciel, a za nimi dwójka kolesi, którzy wyzwali ich na pojedynek. Ich pochód zamykała ta sama dziewczyna, która wpuściła ich na scenę.
Wziął głębszy oddech, gdy weszli na podwyższenie. To miejsce wyglądało jak każde inne. Dwa skanery stały obok siebie na środku podwyższenia. Za nimi znajdował się komputer, do którego podłączone były setki kabli. Nad ich głowami wisiał wielki telewizor. Teraz wyłączony, ale Michael wiedział, że za chwilę pojawi się na nim Lyoko i ludzie będą śledzili ich walkę.
Na myśli o ludziach, którzy będą na niego patrzeć pobladł gwałtownie. Nie odwracał się jeszcze, by nie spanikować na widok tłumu jaki zawsze zbierał się na walki. Wystarczyła sama świadomość tego, że jest obserwowany, by jego oddech przyśpieszył. Eugen zauważył to i ścisnął pocieszająco dłoń przyjaciela. Michael uśmiechnął się do niego słabo.
-Pedały-warknął jeden z gości za ich plecami.-Lubicie sobie obciągać nawzajem, co?
-Zazdrosny?-Eugen uśmiechnął się do niego przesłodzenie.-Tobie nie ma kto?
Michael uśmiechnął się pod nosem, patrząc jak spojrzenie jego przyjaciela twardnieje. Eugen mógł być zawsze wyluzowany, ale w obronie osób, na których mu zależało był nieugięty. Był zbyt niski i chudy, żeby jego przeciwnik mógł się go obawiać, ale miał cięty język i wiedział jak go używać.
Tamten chłopak chciał coś odpowiedzieć, ale rudowłosa dziewczyna stanęła przed nim i uciszyła go jednym spojrzeniem.
-Załatwicie to w Lyoko-powiedziała chłodno, odrzucając długie włosy na plecy. Ustawiła się tak, by każdy z nich ją widział.-Zasady są takie jak zawsze. Wygrywa ten, kto pokona innych. Odbierze im wszystkie punkty życia lub zepchnie do Cyfrowego Morza. Wszystko jasne?
Wszyscy czterej chłopacy pokiwali głową, a dziewczyna oddaliła się w stronę komputera.
-Mamy tutaj tylko dwa skanery. Wchodzicie dwójkami. Najpierw Michael i Eugen, potem Robb i Simon.
Kiedy wszedł do skanera jego ręce lekko się trzęsły. Nie ważne ile razy już to robił. Nienawidził uczucia rozpadania się na części. Nie znosił gdy ludzie się na niego gapili. Gdyby nie to, że naprawdę był dobry i gdyby Eugen go nie zmusił, nigdy nie wszedłby do Lyoko. Zamknął oczy, gdy drzwi skanera zamykały się powoli, a podmuch wiatru uderzył go w twarz. To było jak powitanie. Witaj, lepszy świecie!
-Transwer! Skan! Wirtualizacja!
*     *     *
Strzała śmignęła tuż przed jej twarzą, a Yumi zaklęła. Rzuciła wachlarzem w stronę, z której wydawało jej się, że nadleciał pocisk, ale broń tylko ominęła skałę i wróciła do właścicielki. Kolejna strzała nadleciał nie wiadomo skąd, tym razem trafiając ją w ramię. Skoczyła za najbliższą skałę, dziękują w duchu, że w sektorze górskim jest ich tak dużo. Wyciągnęła strzałę, która rozsypała się w pył. W swojej wirtualnej postaci nie odczuwała bólu, mogła więc zrobić to bez problemu, chociaż jej umysł podsuwał jej obraz poszarpanego ciała i krwi. Zobaczyła, że dwie kolejne strzały śmignęły nad jej kryjówką. Cholerny łucznik! Nigdy nie skończą mu się pociski?
Niewidzialność i łuk były zabójczą bronią. Do tej pory straciła już zbyt wiele punktów życia, by się o tym przekonać.
Płynnym ruchem wskoczyła na głaz, za którym się chowała. Strzała od razu poszybowała w jej stronę, ale tym razem miała więcej szczęścia, bo nawet jej nie drasnęła. Zeskoczyła ze skały i popędziła w stronę większej grupy skalnych bloków na zachód od miejsca, z którego nadlatywały pociski. To był ryzykowny ruch, ale kątem oka zauważyła ruch i coś na kształt zielonej peleryny pomiędzy skałami. Czyli jej przeciwnik nie potrafił utrzymywać niewidzialności przez cały czas. Może to odbierało to punkty życia albo męczyło, tak jak jej telekineza. Telekineza...
Stanęła w miejscu. Kiedy usłyszała dźwięk zwalnianej cięciwy przyłożyła dłonie do skroni i zamknęła oczy, usiłując sobie wyobrazić, strzałę zatrzymującą się w powietrzu. Delikatne i przyjemne swędzenie rozeszło się po jej skórze. Kiedy otworzyła oczy, cała jej postać lśniła złotym blaskiem, a kilka kroków przed nią w powietrzu wisiała nieruchomo strzała zieloną lotką. Uśmiechnęła się do siebie i wykorzystując moment zaskoczenia przeciwnika ponownie zamknęła oczy. Tym razem wyobraziła sobie długi i wąski łuk, o finezyjnie wygiętych ramionach. Wyobraziła sobie, że broń pokonuje odległość, która ich dzieli i ląduje tuż u jej stóp.
Usłyszała krzyk zaskoczenia, kiedy próbowała nagiąć przestrzeń tak jak tego chciała. Czyli działało. Z całych sił koncentrowała się tylko na broni, wyrzucając z głowy inne myśli. Delikatne mrowienie przeradzało się w silne swędzenia, ale starał się to ignorować. Uchyliła lekko powieki i zobaczyła, że chłopak, z którym walczyła trzyma łuk za łęczysko mocno, obiema dłońmi, a broń kierowana niewidzialną siłą kieruje się ku niej. Skoncentrowała się na dźwięku, jaki będzie wydawała broń, szybując ku niej, jak gładkie w dotyku będzie drewno, gdy już zaciśnie na nim rękę. Nieprzyjemne uczucie towarzyszące używaniu telekinezy przeszkadzało jej coraz bardziej. Jakby tysiące drobnych igieł wbijały się w jej skórę.
Łuk wypadł z rąk właściciela i przeleciał kilka metrów nim opadł na ziemię. Pierwszym odruchem chłopaka było skoczyć po broń i to też zrobił. Przygotowana na to Yumi, wyciągnęła wachlarz i rzuciła go w jego stronę. Broń przecięła rękę chłopaka, a gdy wracała zahaczyła o jego nogę. Nie czekając aż do niej doleci, rzuciła się biegiem w stronę przeciwnika. Staranowała go barkiem, dokładnie w momencie, gdy podniósł łuk i nakładał kolejną strzałę. Broń ponownie wypadła mu z rąk, a ona leżała na nim przygniatając go do ziemi. Zauważyła, że rysy twarzy chłopaka rozmazują się, gdy znów próbował swojej sztuczki z niewidzialnością.
Uderzyła go pięścią w twarz, a to zdekoncentrowało go na tyle, że stracił panowanie nad mocą. Zdążył jednak złapać jej rękę, gdy trzymała w niej gotowy do zadania ciosu wachlarz i zacisnął palce na tyle mocno, że mimowolnie poluzowała chwyt i broń wypadła jej z ręki. Chłopak, korzystając z chwilowej przewagi, znalazł w sobie siłę, by przewrócić ją na plecy i znaleźć się nad nią. Jedną ręką przytrzymał jej nadgarstki, a druga wydobył schowany w bucie sztylet. Przeklęła w myślach Lyoko, które tak niesprawiedliwie obdarowywało bronią i talentami swoich wojowników. Szarpała się teraz jeszcze silniej. Udało jej się uwolnić jedną rękę i uniknąć pierwszego ciosu skierowanego w jej głowę. Wolną dłoń położyła na twarzy chłopaka i usiłowała wbić mu palce w oczy. Drugą swoją rękę przyciągnęła do własnej twarzy i ugryzła odsłonięte ramię. Blondyn z szoku uwolnił jej rękę, a Yumi przesuwała nią po ziemi szukając swojej broni. Wachlarz był jednak za daleko, a to co musnęła palcami było długie, cienkie i ostro zakończone. Zacisnęła na tym dłoń.
Gdy chłopak ponownie zamachnął się sztyletem, zasłoniła się ręką, w którą wbiła się broń. Czuła jak powoli uciekają z niej punkty życia, ale zdążyła unieść druga rękę i uderzyła tym, co trzymała, w głowę przeciwnika.
Sztylet powoli zmieniał się w wirtualny pył, a za nim dłonie, ramiona i tors blondyna. Ostatnia zniknęła głowa, w którą dalej wbita była strzała właściciela.
*     *     *

Walka skończyła się nim jeszcze na dobre się zaczęła. Marco w trzech krokach znalazł się tuż obok przeciwnika i nie czekając aż ten zareaguje zadał mu cios w szczękę odzianą w czerń ręką. Chłopak zachwiał się, ale ustał na nogach. Odpowiedział niezgrabnym ciosem krótkiego miecza, który Marco łatwo uniknął. Kopnięciem powalił przeciwnika na plecy. Stopą przycisnął jego pierś do ziemi, w tym samym czasie rozpalając swoje rękawice. Ogień pojawił się najpierw na czubkach jego palców, a potem objął całe jego przedramiona. Chłopak pod nim zaczął się wić i coś krzyczał, ale zignorował to przyciskając jedną dłoń do jego twarzy. Śmiał się głośno, gdy ciało pod nim zajęło się ogniem. W Lyoko nie było bólu, więc nie rozumiał po co te wrzaski, ale były cholernie zabawne.
*     *     *

Meggie poczuła jak jej brzuch przeszywa coś zimnego i ostrego. Spojrzała na swoje ręce i zauważyła, że zaciskają się na ostrzu miecza. Otworzyła usta zaskoczona, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Jej palce za to zaczęły znikać, a ona miała wrażenie, że drobne kawałeczki jej skóry zostają oderwane od ciała i znikają. Po chwili to uczucie przeszło, a ona stała cała i zdrowa w skanerze. Spojrzała na swój brzuch, ale w koszulce nie było dziury, a skóra była tak samo gładka jak przedtem. Nic się nie stało. Wcale nie umarła w Lyoko.

*     *     *

Jego uszy zaatakowała głośna muzyka i krzyki, gdy tylko otworzył się skaner. Usłyszał, że ludzie skandują jego imię, ale nie miał sił, by odpowiedzieć. Bolał go każdy mięsień. Było to zmęczenie towarzyszące wirtualizacji, a nie obrażeniom jakie odniósł w Lyoko. Te znikały zaraz po tym, gdy wracał na ziemię.
-Panie i panowie! Oto Cain! Po raz kolejny tego wieczoru zwyciężył i pokazał, kto jest najlepszy! Siedem dzisiejszych wygranych dało naszemu najlepszemu Wojownikowi miejsce w pierwszej dwudziestce światowego rankingu!
Na słowa prowadzącego tłum zareagował jeszcze większym aplauzem, ale do Caina nie dotarł sens jego słów. Był zmęczony i jedyne czego chciał w tej chwili, to iść spać.
*     *     *

-Nie! Powiedziałam to już raz!
-Kochanie, proszę...
-Odd!
-Wygrałem dzisiaj pięć walk w Lyoko!
-Nie!
-Pięć! Z przeciwnikami trzy razy większymi ode mnie.
-To nie ma nic do rzeczy!
-Podskoczyłem w górę w rankingu! Mam już ósme miejsce!
-Odd, jesteś uzależniony!
-Od ciebie.
-Od sexu.
-Od sexu z tobą.
-Jesteś idiotą.
-Twoim idiotą.
-A do tego jesteś pijany!
-Z miłości do ciebie!
-Przypomnij mi, dlaczego jeszcze kontynuujemy tę rozmowę?
-Bo mnie kochasz.
-Zakochałam się w idiocie.
-Ha, nie zaprzeczyłaś!
-Och, zamknij się w końcu, Odd.

*     *     *

Przegrała! Znowu! Ze złością kopnęła puszkę leżącą na środku brudnej uliczki, ale to nie ukoiło jej gniewu. Stukot toczącego się po ziemi aluminium przyprawił ją o jeszcze większą irytację. Dlaczego nie mogła tak mocno kopnąć tego dzieciaka, któremu wydawało się, że jest panem Lyoko? Spadłby prosto w cyfrowe morze i to ona, a nie on, cieszyłaby się ze zwycięstwa. Lampa nad jej głową zamrugała i zgasła, a kolejna butelka potoczyła się w ciemność w ślad za puszką. Pieprzona, brudna, stara, pełna meneli ulica! Przegrała! Przez jeden głupi błąd! Kopnęła kolejny przedmiot, który napatoczył się pod jej nogi. Tym razem było to kartonowe pudełko, które jednak nie pofrunęło tak daleko jak chciała. Wściekła, podniosła je z ziemi i z całej siły rzuciła o najbliższą ścianę, wywrzaskując przy tym swoją złość. Znowu przegrała! Jak to się stało, że z pierwszej piątki najlepszych graczy w rankingu spadła na siedemnastą pozycję? Z okna na parterze w sąsiednim budynku patrzyła na nią z przyganą twarz jakieś staruszki. Wystawiła w stronę kobiety środkowy palec i przybrała najbardziej wyzywającą minę na jaką było ją stać. W tym samym momencie gwałtowniejszy podmuch wiatru zawiał jej blond włosy na twarz, psując cały efekt. Była wkurzona! Która to już przegrana z rzędu? Tym razem oberwało się butelce, którą kopnęła z taką siłą, że tamta robiła się o ścianę. Cholerne Lyoko i pieprzone życie.
*     *     *
William Dunbar opuścił Lyoko z zadowolonym uśmiechem na twarzy. Kiedy jego skaner się otworzył, usłyszał wiwaty skierowane w jego stronę. Wyrzucił w górę zaciśniętą pięść i pewnym siebie głosem krzyknął:
-Zwycięstwo!
Kątem oka zauważył chłopaka, z którym dzisiaj walczył. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc jego zgarbione ramiona i szuranie nogami, gdy starał się jak najszybciej zejść widzom z oczu.
Uwielbiał walczyć. Uwielbiał zwyciężać. Uwielbiał Lyoko.