17 listopada 2014

Rozdział IV "Miłość nie jest pięknym snem"

Dzisiaj jest 17 listopada. Dzień bardzo dla mnie ważny, bo to moje urodziny. Z tej okazji daję wam w prezencie rozdział z dedykacją dla wszystkich czytających mojego bloga! Dziękuję za wszystkie wzruszające komentarze i za odwiedziny. Jesteście wspaniali!
Zapraszam na rozdział, który miał być o Ulumi, ale w połowie zmieniłam zdanie i nie będzie.

Podłoga w kuchni była tak przyjemnie chłodna. Yumi jęknęła i przyłożyła sobie rękę do głowy. Czemu ją tak bolała? I czemu leży na podłodze? Podniosła się na łokciach i rozejrzała po kuchni. Z perspektywy podłogi wszystko wydawało się normalne i teraz, gdy niezdarnie się podniosła też takie było. Co się w ogóle wydarzyło? Zemdlała?
-Przypomnij sobie,  Ōjo.
Już kiedyś słyszała ten głos. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nikogo nie było. Co tu się dzieje?
-Nie udawaj, że nie wiesz.
Głos rozbrzmiewał w jej umyśle! Uzmysłowiła sobie przerażona. Teraz już wiedziała co się stało. Zwariowała. Słyszała głosy w głowie. To, co jej się przydarzyło, też pewnie działo się tylko w jej wyobraźni. Oto co zbyt długie przebywanie w wirtualnym świecie robi z ludźmi-wariują! Nadawała się do psychiatryka.
-Nie zwariowałaś. Ja istnieję na prawdę.
Właściciel głosu był wyraźnie rozbawiony, jakby bawiły go jej obawy. To nie mógł być wymysł jej umysłu. Głos wydawał się zbyt realny. Tak jakby ktoś stał obok niej i szeptał do ucha. Wydawało jej się nawet, że zna jego właściciela. To były tylko domysły, ale... 
-Masz rację, Ōjo. Wracam do gry.

*     *     *

Ulrich wcisnął dzwonek do drzwi. Rozległ się przenikliwy dźwięk, a chłopak usłyszał jak ktoś zbiega po schodach. Po chwili klucz zgrzytnął w zamku i uchyliły się drzwi.
-Cześć Ulrich-przywitała się spokojnie Yumi stojąc w drzwiach.
-Hej! Mogę wejść?-Zapytał niepewnie. Japonka uchyliła drzwi szerzej i ruchem ręki wskazała mu korytarz. Gdy przekroczył próg od razu zamknęła za nim drzwi. Przyjrzał jej się uważnie. Ubrana była jak zwykle na czarno. Czarny strój mocno kontrastował z bladą cerą i podkreślał sińce pod oczami. William nie kłamał. Naprawdę była chora.
-Czego chcesz?-Spojrzał na nią zaskoczony. Z jej głosu zniknęło zwykłe ciepło. Był tak samo zimny jak jej spojrzenie.
-Przyszedłem pogadać.-Zaraz gdy skończył odwróciła się na pięcie i zaczęła wspinać się po schodach.
-Chodź-to nie był rozkaz. Po prostu to powiedziała, a on poszedł posłusznie za nią. Wszedł za nią do jej pokoju i oparł się o ścianę przy drzwiach. Yumi siedziała na łóżku i obejmowała rękami kolana. Jej oczy skakały po każdym kącie pomieszczenia. Dopiero teraz zauważył, że była przestraszona.
-O co chodzi?-Zapytał.
-Nic-nie zdziwił się gdy mu nie powiedziała. Nie znosiła się dzielić swoimi problemami. Już kiedyś tak było, gdy jej rodzice mieli wyjechać z Francji, a on się wtrącił i skomplikował wszystko jeszcze bardziej.
-Wracamy jutro do Lyoko-szybko zmienił temat na taki, który wydawał mu się bardziej bezpieczny. Yumi spojrzała mu prosto w oczy. Przez chwilę wydawało mu się, że zobaczył tam znienawidzone spiralki, ale szybko odepchnął od siebie te myśli. Wojownicy Lyoko byli odporni na opętanie przez XANĘ. Prawda?
-To świetnie-powiedziała, a w pokoju zaległa niezręczna cisza. Odwróciła wzrok i wpatrywała się w okno. Ulrich zastanawiał się o czym myśli. Jego wzrok powędrował do kartek papieru rozrzuconych na ziemi. Na jednej były zapisane cztery linijki tekstu. Z trudem odszyfrował słowa. Były zapisane małymi literkami i musiał się mocno nachylić by odczytać tekst.

Zapytaj mnie o imię
Niech wrócą tamte dni
Gdy wszystko było proste
Gdy obcy byłeś ty

Przeczytał te wersy jeszcze trzy razy zanim w końcu zrozumiał ich znaczenie. Spojrzał na czarnowłosą dziewczynę. Ciągle patrzyła w okno i nie zauważyła co przeczytał. Schylił się i podniósł tę kartkę z ziemi. W głowie mu huczało. To było o nim? Czy o Williamie? Czy naprawdę chciała o nim zapomnieć? Dlaczego? Co takiego jej zrobił?
-Yumi-zebrał się na odwagę. Jej wzrok spoczął na nim i na kartce, którą trzymał w ręce.
-Przeczytałeś?-Spytała głosem wyprutym z emocji. To nie było pytanie. Stwierdziła fakt.
-Tak.-Cisza znów się przeciągała. Nie znalazł słów, które mógłby w tym momencie wypowiedzieć. Sytuacja wydawała mu się fatalna, nie ważne co by powiedział.
-Yumi...-zaczął jeszcze raz, szukając w sobie odwagi.-Co jest między nami?
-Ja wiem-powiedziała to do okna. Zastanawiał się co się z nią działo. Nigdy się nie zachowywała w ten sposób, albo to on był tak zakochany, że nigdy tego nie zauważał.-A ty?
Chwilę zajęło mu przypomnienie sobie o czym rozmawiali. Spójrz na mnie. Błagał w myślach. Chciał wiedzieć co się dzieje, dlaczego go odsuwa?
-Nie wiem-przyznał.-Dlatego pytam.
Wreszcie spojrzała mu w oczy. Jej spojrzenie było twarde i niewzruszone. Pełne wściekłości.
-Myślę, że sam powinieneś wiedzieć.-Warknęła w jego stronę. Uniósł ręce w obronnym geście.
-O co ci chodzi?-Zapytał zaskoczony.
-Pytasz się mnie co do mnie czujesz?-Dwa razy podkreśliła mocniej słowo "mnie". Gdyby spojrzenia mogły zabijać właśnie w tej chwili leżałby martwy u jej stóp.-Sam nie wiesz?
-Jasne, że wiem. Mówiłaś, że jesteśmy przyjaciółmi.-Wydusił to z siebie. Myślał, że te słowa jakoś ją ułagodzą, ale sprawiły, że zdenerwowała się jeszcze bardziej.
-Jasne to ja to mówiłam-wstała z łóżka i zaczęła się nerwowo przechadzać po pokoju.-A ty postanowiłeś posłuchać i zacząłeś się zachowywać jak "przyjaciel".
Słowo przyjaciel wzięła w cudzysłów w powietrzu. Ulrich też zaczął się denerwować. Głównie z tego powodu, że nie wiedział dlaczego dziewczyna jest na niego zła.
-Tego chciałaś, tak? To ty gadałaś "oczyśćmy atmosferę", ja cały czas...-Przerwał wiedząc, że jeszcze chwila i powiedział by za dużo. Ale Yumi chyba się domyśliła co chciał powiedzieć.
-Chciałeś być ze mną? I dlatego wkurzałeś się za każdym razem, gdy tylko William się do mnie odezwał zamiast w końcu mi to powiedzieć?
W końcu przerwała swój marsz i zatrzymała się krzyżując ręce na piersi. Stali naprzeciwko siebie. Ulrich wciąż miał za plecami ścianę i to mu odpowiadało. Przynajmniej coś jeszcze w tym świecie było trwałe.
-Wkurzałem się, bo widziałem jak na mnie patrzyłaś! Podobałem ci się, a ty cały czas uparcie powtarzałaś, że jesteśmy przyjaciółmi!
-Bo za każdym razem, gdy byliśmy razem to wszystko się psuło!
-I to niby moja wina?! To nie ja dawałem się podrywać Williamowi na każdym kroku!-Nawet nie zauważył kiedy oboje zaczęli krzyczeć. Nawet nie wiedział o co tak naprawdę się kłócili.
-Nie wiedziałam, że byłam twoją własnością! Od kiedy mogę gadać tylko z tobą?!
-Nie o to mi chodziło!-Denerwowało go, że musiał zacząć się bronić.
-A o co?! Co chciałeś mi powiedzieć mówiąc, że dawałam się podrywać Williamowi?
Z Ulricha nagle wyparowała cała złość, a ta kłótnia wydawała się najbardziej bezsensowna rzeczą na całym świecie.
-Yumi, kiedy wszystko się popsuło?
Ramiona japonki też opadły. Jej spojrzenie złagodniało.
-Nie wiem Ulrich. Może w tedy, gdy wszyscy zaczęli na nas naciskać, że powinniśmy być razem. Może dlatego my staraliśmy się do siebie zbliżyć na siłę, chociaż tak naprawdę nigdy do siebie nie pasowaliśmy.-Każde wypowiedziane przez nią słowo bolało jak sztylet wbity w serce. Starał się nie dać tego po sobie poznać, ale naprawdę bolało.
-Czyli nigdy nic do mnie nie czułaś?-Musiał się upewnić. Zanim pójdzie musiał usłyszeć "nie". By na zawsze wiedzieć, że nie ma szans, że nie ma po co wracać.
-Kochałam cię, Ulrich. Ciągle cię kocham.-Pogrążony w czarnych myślach nie spodziewał się tych słów. Chwilę trwało zanim dotarło to do niego i zanim zastanowił się nad odpowiedzią. Właśnie wyznała mu miłość. Co on miał na to odpowiedzieć? I dlaczego tak nagle zaczęły pocić mu się dłonie? Czemu czuł się tak niezręcznie i nie na miejscu? Cisza przedłużała się.
Dla Yumi trwała za długo.
-Wyjdź-rozkazała powoli.-Jeśli teraz milczysz, to wyjdź.
-Yumi, ja...-Spróbował ostatni raz, ale nie wiedział co mógł powiedzieć. Chyba już zaprzepaścił swoją szansę.
-Wyjdź!-Prawie krzyknęła odwracając się od niego. Ulrich nie miał innego wyboru. Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Nie mógł widzieć łez płynących po policzkach Yumi. Może gdyby je zobaczył wróciłby.

*     *     *

-...ocknęłam się na podłodze w kuchni, to było jak sen, a potem przyszedł Ulrich.-Zakończyła swoją relację Yumi idąc z Williamem przez las w stronę wejścia do kanału. Chłopak odsunął przed nią gałąź i puścił ją przodem. Ta trasa budziła tyle wspomnień. Ile razy szedł za nią tędy szpiegując ją i jej bandę? Czy gdyby nie ona trafiłby do Lyoko? 
Szła przed nim pewnym krokiem, a wiatr wpychał jej niesforne kosmyki włosów do oczu. Odgarniała je z twarzy już mocno podenerwowana. Czasem zastanawiał się czy polubił ją tylko dlatego, że była jedyną dziewczyną, która na niego nie leciała? A potem uświadamiał sobie, że zakochał się w niej, bo była inna niż wszystkie, wyjątkowa. Potrafiła sprawić, że serce biło mu szybciej jednym gestem. Tak jak teraz, jednym uśmiechem.
-Co?-Zapytał niezbyt inteligentnie gdy uświadomił sobie, że mówi coś do niego. Zatrzymali się przed włazem.
-Gadałam wczoraj z Ulrichem-powtórzyła.-Przyszedł do mnie do domu.
Zastanawiał się dlaczego mu to mówi. Nie byli razem. Nigdy nie dawała mu złudzeń, że mogą być kimś więcej niż przyjaciółmi. Więc dlaczego teraz patrzy na niego przepraszająco? Czyżby zmieniła zdanie?
-I co?-Starał się, żeby jego głos brzmiał neutralnie. Gdzie się podziała jego słynna elokwencja? Nie wiedział co zrobi jeśli Yumi powie mu teraz, że już oficjalnie chodzi z samurajem.
-Spytał co jest między nami. Między mną i nim...-Musiał pilnować by nie drgnął żaden mięsień w jego twarzy. Nie da nic po sobie poznać. Nic go nie obchodzi odpowiedź. Bez znaczenia co mu powiedziała. To nie jego sprawa. To nic między nimi nie zmieni. Kłamstwa?
-I co ty na to?-Stali od siebie oddaleni o trzy metrów. Williamowi wydawało się, że jeśli Yumi powie mu, że ona i Ulrich... Ta odległość wzrośnie do wielu kilometrów.
-Powiedziałam mu, że on sam powinien znać odpowiedź. W związku są dwie osoby, nie jedna.-Wyrzuciła to z siebie na jednym oddechu. Uciekała wzrokiem przed jego spojrzeniem. William poczuł jak kamień spada mu z serca. Yumi nie chce być z Ulrichem! Wydawało mu się to tak samo fantastyczne co nierealne.
-Powiedziałam mu, że go kocham-Szczęście uszło z Williama jak powietrze z pękniętego balonika. Nic już nie rozumiał. Tamci byli w końcu ze sobą czy nie?
-A potem kazałam mu wyjść-kontynuowała. Chłopak zauważył, że zaciska z nerwów pięści. Te wyjaśnienia stawały się coraz bardziej pokręcone. Rozluźnił dłonie i spojrzał na dziewczynę.
-A on wyszedł. Rozumiesz? Wyszedł!-Spojrzała na niego. Jej oczy błyszczały od łez, ale nie ze smutku. Z wściekłości, bezsilności, urazy... Tak bardzo chciałby podejść do niej teraz i otrzeć te łzy. Nie potrafił. Sam nie wiedział dlaczego.
-Po tym wszystkim co razem przeszliśmy on się tak po prostu poddał! Nie walczył, wyszedł!
Pierwsza łza spłynęła po jej policzku. Stała trzęsąc się lekko, a on jak sparaliżowany nie potrafił się ruszyć. Stał tylko nieruchomo i patrzył jak powoli się uspokaja. Ciężko mu było to przyznać, ale przerażały go jej łzy. Zawsze była twarda i wiedziała co robić. Zaskoczył go widok Yumi totalnie rozsypanej.
-Przytulić cię?-Jego głos wydawał mu się obcy. Nie pasował do sytuacji. Nie pasował do chłopaka, który właśnie pociesza dziewczynę, z którą chce być, a która właśnie wyznała mu, że pokłóciła się z chłopakiem, z którym chciała być, z którym od dawna o nią walczył, i z którym zawsze przegrywał. A może ci chłopacy mieli właśnie takie głosy? Bez uczuć, bo bali się, że jeśli okażą ich za dużo to stracą tę jedyną okazję. Czy on się właśnie tego bał? Że zepsuje coś na zawsze?
-Przytul mnie-powiedziała cicho japonka. Trzema krokami pokonał dzielącą ich odległość. Gdy ją objął wydawała mu się taka mała i bezbronna. Fascynowała go. Po raz pierwszy czuł się komuś tak mocno potrzebny.
-Nie puszczaj-poprosiła gdy odsunął się lekko. Westchnął, ale było to westchnienie pełne radości. Naprawdę go potrzebowała. Nie był już gościem, który stanął pomiędzy nią a Ulrichem, który parę razy o mało ich nie zniszczył. Był jej potrzebny.
Trwali tak przytuleni pięć uderzeń serca, dziesięć. Yumi podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Piętnaście uderzeń. Uśmiechnęła się. Tylko delikatnie uniosła kąciki ust, a jego serce fiknęło koziołka. Dwadzieścia. Wplótł palce w jej włosy. To mogło być takie proste. Pocałować ją. Tu i teraz. Dwadzieścia siedem uderzeń. I na zawsze stracić. Trzydzieści uderzeń.
Moment na decyzję. Pochylił się i pocałował delikatnie w czoło. Zesztywniała, ale gdy położyła swoją głowę na jego ramieniu poczuł, że tak właśnie miało być.
-Dziękuję-wyszeptała w jego koszulkę. Za co? Za to, że cię nie pocałowałem? Za to, że cię pocieszyłem? Za to...
-Za to, że jesteś-przerwała jego zgadywania. Czterema słowami otworzyła w jego wnętrzu tamę ciepła, którego do tej pory nie znał. To uczucie było tak silne, że chciało mu się latać z radości i jednocześnie wrzeszczeć na wszystkich, którzy mogliby cokolwiek w tym szczęściu zepsuć. Nie potrafił opisać tego uczucia słowami. Było jedno, ale w tej chwili wydawało mu się za słabe. Miłość.
-Zawsze będę. Obiecuję.

5 komentarzy:

  1. Ooo. Słodka scena Willumi a ten koniec... cudo. Twój blog to coś niesamowitego. Czekam na ciąg dalszy.

    Ps. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! ;) Niech się spełnią twoje marzenia. ;)

    ~Wierna czytelniczka Losenda ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, strasznie mi się podobał ten rozdział, tyle emocji że masakra, a ta kłutnia Ulumi, troche mi smutno że się pokłucili ale świetnie ci to wyszło. Tylko tak trzymaj !!!!! A no i wszystkiego najlepszego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie piszesz o miłości! Składam spóźnione życzenia z okazji Twoich urodzin: Wszystkiego naj, naj! Czekam na nexta z niecierpliwością!
    Pozdrawiam
    Agnieszka Katarzyna

    OdpowiedzUsuń
  4. Ulrich ty idioto!! Tyś miał okazję jej miłość wyznać, a nic pacanie nie zrobiłeś! Wilumi pod koniec urocze. No ja też dokładam się do życzeń i życzę dużo weny ;). Powodzonka w następnym dzaliku.
    Martynika

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie. Genialnie. Jak zwykle, z resztą.
    Sporo szukałem jakiegoś bloga, gdzie autor... no cóż, wiedziałby co nieco o jego prowadzeniu. Takiego, gdzie autor pisałby na serio, miał przyjemny styl, dbał o szczegóły i miał albo talent, albo pojęcie o prawdziwym pisaniu. Którego książkę bez oporów kupiłbym w sklepie. No i oczywiście takiego, którego podoba mi się styl.
    W całym fandomie KL znalazłem ledwie dwóch spełniających te wszystkie warunki - Brie i Amarantine, widniejącą w spisie jako Memoire Blanche.
    Tobie udało się według mnie przebić Brie. Nie bawiąc się w opisy - To jest świetne!
    Ale... ta scena przed włazem do kanałów... może to miało być dramatyczne, romantyczne albo wzruszające...
    No cóż, dawno się tak nie uśmiałem! Ta sytuacja po prostu idealnie wpasowuje się w stereotypy o kobietach, i dla mnie było jak świetnie opowiedziany żart. Cały ten rozdział teraz wydaje mi się po prostu misternie przygotowanym żarcikiem :D

    OdpowiedzUsuń

Czytasz -> Komentujesz -> Motywujesz -> Masz kolejny rozdział